wtorek, 6 listopada 2012

POLSKAAAA BIAAAAAŁO-CZERWOOOOONI!!!!!



Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej Polska-Ukraina 2012 miały swoje wielkie otwarcie również w Singapurze. W centrum dzielnicy imprezowej (Clark Quay), na gigantycznym telebimie wszyscy zainteresowani mogli sobie obejrzeć mecz otwarcia Polska - Grecja. Transmisja poprzedzona była wystąpieniami ambasadorów krajów organizatorskich – Waldemara Dubaniowskiego (Polskaaaaa Biaaaaało-Czerwooooni!!!) i Pavlo Sultanskiego (Ukraina) – którzy aby podkreślić przyjacielskie stosunki, obificie skropili ceremonię otwarcia pitnym złotem. 






Postalim, popatrzylim, wznieślim toast albo dwa i przenieśliśmy się w nieco spokojniejszą część – Boat Quay. A tam już czekała na nas rozśpiewana, rozkibicowana, pociapana bielą i czerwienią brać polska. 












Jak graliśmy – wszyscy wiedzą, nie będziemy tutaj bolesnych ran rozdzierać. Przeskoczmy szybko do meczu ostatniej szansy, który – aby podkreslić jego ważność, rangę i wagę – postanowiliśmy obejrzeć w warunkach mocno nietypowych. Wybraliśmy się więc na ... statek.

>>> O mały włos jednak z wyprawy nie zrezygnowaliśmy przerażeni strasznym czynem przestępczym, który wydarzył się w pobliżu portu, z którego mieliśmy wyruszyć...

Z tego miejsca UKRADZIONO ROWER!!! Świadków prosi się o kontakt na podany nr
Zaiste szczęśliwy to kraj, w którym kradzież roweru jest jednym z poważniejszych przestępstw :) <<<













O historii statku nieco: otóż, statek ten – w zasadzie prom pasażerski – to nic innego jak pływające kasyno. W Singapurze możliwość grania w ruletkę, pokera i co tam jeszcze, spragnieni wrażeń mają tylko w dwóch miejscach: wyspa Sentosa i Hotel Marina Bay Sands. Oba miejsca baaaaaardzo kosztowne. Z właściwą sobie azjatycką werwą i sprytem jednak, nieco mniej zamożni autochtoni wykombinowali sobie pływające kasyna – promy/statki pasażerskie, umiejscowione na terytorialnych wodach Indonezji, których jedyną funkcją jest przyjmowanie rozochoconych amatorów jednorękich bandytów, kart, ruletek i tego typu rozrywek. Co ciekawe, większą część tejże gromady stanowią panie babcie, które wytrwale, godzinami potrafią walić w klawisze rzeczonych automatów. W tym miejscu nadmienić trzeba, że gra na automatach nie posiada żadnej konkretnej zasady... oprócz walenia w klawisze właśnie... i albo sie walnie w dopowiednim momencie... albo nie... :/






Prom-kasyno ma – co jest dość oczywiste, gdyż jest PROMEM – kilka pokładów i na każdym z nich dzieje się coś innego. Najwyższy pokład przeształcony był w bar, w którym oglądaliśmy mecz. Niższy zdominowany przez automaty, przy których przerżnęliśmy kilkadziesiąt dolarów (w moim przypadku w tempie natychmiastowym :( ). Jeszcze niższy oprócz automatów, stołów do gry posiadał również salę... rozrywkową, gdzie przy szklaneczce piwa, jako jedyne blade twarze, rozkoszowaliśmy się ;) występami wokalnymi chińskich artystów, dopóki nie nadszedł czas na sportowe emocje.






O godzinie ‘0’ (czyli 3.30 rano naszego czasu lokalnego) przenieśliśmy się do baru na górnym pokładzie, gdzie posadzono nas w pierszym rzędzie, jak na VIPów z organizatorskiego kraju przystało... oraz dlatego, że sala była niemal pusta. Ach! Ważny szczegół – dzięki Gruponowi naszemu kochanemu, przez długość trwania meczu, mogliśmy się cieszyć darmowym winem w ilościach ‘ile wlezie’, co pomogło nam znieczulić się odpowiednio na to, co działo się na ekranie.





Porażkę naszej drużyny przełknęliśmy całkiem gładko, w czym z pewnością pomogła nam butelka Madeiry, którą ugościł nas... rodak i dodatkowo... Kapitan statku Pan Mieczysław Amielańczyk. Okazło się, że Kapitan wypatarzył swojsko brzmiące nazwisko Andrzeja na liście pasażerów i postanowił umilić nam czas swoim towarzystwem :)  Niespodziewane i miłe spotkanie zakończyło się jeszcze bardziej niespodziewanie – zaproszeniem na spędzenie dnia na statku i poznania go nieco bardziej ‘od kuchni’ – dosłownie i w przenośni ;) ... ale o tym kiedy indziej :)

>>> W tym miejscu chcieliśmy jeszcze raz serdecznie podziękować Panu Mieczysławowi za przemiłe spotkanie, iście polską gościnność oraz łączenie się w bólach oglądania meczu ;) <<<


Mecz się skończył, skończyła się pogawędka z Kapitanem, skończyła się noc, a przyszedł przepiękny wschód Słońca, który oglądany z pokładu statku wydaje się jeszcze piękniejszy niż zwykle (nie żebyśmy mieli wiele okazji do oglądania wschodów Słońca... te raczej przesypiamy :( ) ...



















A skoro już przy piłce nożnej jesteśmy: SAP co roku organizuje dla swoich pracowników turniej w halową piłkę nożną. W zeszłym roku Andrzej powrócił z takiego wydarzenia cały dumny i z brązowym medalem :)  W tym roku ... no właśnie... w tym roku graliśmy oboje... Udział Andrzeja w rozgrywkach jest całkiem oczywisty, normalny i naturalny, mój debiut jednak był totalnym zaskoczeniem i to nawet dla mnie samej :/ Otóż przeurocze i przeuczynne koleżanki z grupy, pod moja osobistą trzytygodniowo-wakacyjną nieobecność, wpisały mnie na listę zawodniczek. Sprytnie i żwawo zroganizowały mi strój i po powrocie, cała zrelaksowana dowiedziałam się, że gram... w coś, co uprzednio podziwiałam z bezpiecznej odległości,bez wysiłku, treningów i tym podbobnych ceregieli.

Ale niech tam! Stało się! Zemszczę się na nich kiedy indziej. Gram. Patrząc na treningi panów, nieco się przeraziłam: ostra, szybka gra typu ‘nie ma przebacz’. Z drugiej strony jednak myślę sobie, przecież nie gram z nimi tylko z innymi delikatnymi, niewysokimi, łagodnymi... rzeźniczkami z morderczym błyskiem w oku!!!! Jakie delikatnie?!? Jakie łagodnie?!? Żeńska gra to wojna! Walka o przetrwanie!... Miałam ubaw po pachy :) Wszystko okazało się świetną zabawą i w przyszłym roku NA PEWNO się pojawię na liście zawodniczek :)  ... tym bardziej, że specjalnie na tę okazję Andrzej zakupił mi PROFESJONALNE obuwie, które nie chcę aby się marnowało nieużywane ;)

A impreza zakończyła się następująco:

Andrzej w drużynie ‘Romeos’ (‘Romeowie’ :/) - I miejsce, Złoty Medal, Puchar i zdarty łokieć

Ola w drużynie ‘We are sexy and we know it’ (przysięgam, że nazwa też została wybrana pod moją nieobecność! ‘Jesteśmy seksowne i o tym wiemy’) - I miejsce... tuż za podium, sportowa butelka na wodę, nieprzemakalna torba na sprzęt elektroniczny <??? :/ >, zdarte kolana, sztuczna trawa... wszędzie.

A poniżej – jak pięknie się prezentowaliśmy ;)
(pokaz slajdów przygotowany przez jednego z ‘Romeów’ :) )



































































I to by było na tyle...
Pozdrawiamy i do następnego przeczytania.
Andrzej i Ola :)